Po pierwszych zajęciach z poradni rodzinnej, wieczorem trafiliśmy na film Monty Phytona Meaning of Life.
Zasadniczo poniższa
piosenka mówi dokładnie to o czym Pani na zajęciach, przygnębiające jest to, że
ona tak na poważnie...
Muszę przyznać, że na kolejnych zajęciach było nam bardzo trudno powstrzymywać się od śmiech, mając w pamięci tą właśnie piosenkę, ale udało się!
To nie tak, że nie szanuję kościoła i jego nauki, jednak uważam, że zakres odnoszący się do mężczyzny, kobiety i rodziny jest mocno sfatygowany i wymaga odświeżenia. Mam wrażenie, że żyję w średniowieczu, kiedy zasady o których uczą nas na tej poradni mają na celu wyłącznie zapobieganie przenoszeniu się chorób wenerycznych (tylko po ślubie wiadomo co), oraz produkowaniu kolejnych pokoleń i to jak najliczniejszych (bo wojny i choroby dziesiątkują społeczeństwo). Gdzie tu miłość do drugiego człowieka?!
Jednak trochę inaczej teraz jest.